Jerzy Samborski
Osobiście, ze szczególnym wzruszeniem odczytuję w książce „Pomniki Pierwszej Dywizji Pancernej”, w nocie „Od wydawcy”, słowa uznania Zbigniewa Mieczkowskiego wobec drukarni Fundacji Veritas za jej starania, aby z przyniesionych przez autora maszynopisów i setek zdjęć, wykonać doskonałej jakości album, podziwiany później przez najdostojniejsze osobistości na całym świecie.
Wzruszenie bierze się stąd, że ta przemiana tekstu i fotografii w gotowe do druku offsetowego matryce, nastąpiła w należącym do mnie studiu wydawniczym „UNICORN Publishing Studio”, mieszczącym się w należącym do Veritasu budynku i blisko współpracującym z drukarnią „Veritas Foundation Press”, które zajmowało parter tego dwupiętrowego bloku przy ulicy 63, Jeddo Road, w londyńskiej dzielnicy Acton.
Polskie Studio Wydawnicze UNICORN, bo tak brzmiała jego polska nazwa, było pierwszym na świecie ośrodkiem wydawniczym, który już w 1983 r. wprowadził technologię składu polskich tekstów na komputerach osobistych (Commodore 64), transmitowanych następnie do fotograficznych maszyn składających (Compugraphic), za pośrednictwem specjalnego systemu kodowania. Produktem finalnym była kompletna, gotowa do naświetlania matrycy strona, zawierająca druk o najwyższych, nieosiągalnych w tradycyjnym maszynach zecerskich, parametrach.
Możliwość korzystania z maszyn Compugraphic oznaczała ponadto dostęp do szerokiego, światowego zakresu kroju czcionek, nieobecnych w zecerstwie polskim.
Początkowo, teksty składane na Commodorze zapisywane były na dyskietce i przewożone fizycznie do studia Compugraphic w Electronic Village, ale już w 1985 r. UNICORN – znowu, jako jeden z pionierów – zaczął używać internetu do przesyłania złożonych na Commodorach tekstów zarówno do Compugraphic, jak i pomiędzy biurem głównym, a pracującymi w domu, na komputerach UNICORN’u, składaczami.
UNICORN dysponował również własnym, nowoczesnym studiem fotograficznym, w którym edytowane były zdjęcia, odbywało się projektowanie, obróbka i reprodukcja obrazu, montaż i ostatecznie, wykonywane były matryce filmowych, a z nich, już w drukarni, blachy drukarskie.
Katolicka Fundacja Veritas, zasłużone dla polskiej kultury i oświaty na obczyźnie, zarządzana od samego początku, czyli od 1947 roku, przez inż. Wojciecha Dłużewskiego, była właścicielem drukarni, która pod kierunkiem Jana Kapanowskiego, młodego i zdolnego drukarza, przechodziła w tym czasie transformację przechodzenia z druku typograficznego na offsetowy. Drukarnia nie dysponowała jednak technologią umożliwiającą wykonywanie składu elektronicznego.
Obie firmy, UNICORN i Veritas, zawarły więc korzystną dla obu stron umowę, która w przeciągu następnych kilkunastu lat współpracy zaowocowała dziesiątkami wspólnie wydanych książek i czasopism, głównie dotyczących historii II wojny światowej i aktualnych spraw polskiej diaspory żołnierskiej i politycznej.
Pewnego jesiennego popołudnia 1988 r. dyrektor Dłużewski, z niezwykle tajemniczą i poważną miną, uchylił drzwi do mojego biura i zakomunikował, że stoimy przed szansą pozyskania zlecenia na wydanie unikalnego dzieła, którego autorem jest wybitna, wielce poważana osoba. Tym niezwyczajnym dziełem miał być album, składający się z kilkuset zdjęć (różnej jakości), przedstawiających pomniki wzniesione na cześć żołnierzy 1. Dywizji Pancernej we Francji, Belgii i Holandii. Dyrektor Dłużewski, bacznie obserwując, jakie wrażenie zrobiła na mnie ta wiadomość, oznajmił następnie, że autorem i fundatorem dzieła jest sam Zbigniew Mieczkowski, osobistość sławna w polskim świecie emigracyjnym ze swojego patriotyzmu i z odwagi w formułowaniu i prezentowaniu własnego zdania w odniesieniu do spraw polskich, także tych najtrudniejszych.
Zadanie, kontynuował Dłużewski, jest nęcące i prestiżowe, ale wykonanie tej dwujęzycznej książki-albumu wymagać będzie naprawdę dużego wysiłku i staranności, zwłaszcza w odniesieniu do fotografii, których ma być kilkaset. Luksusowo wydane, na kredowym papierze dzieło, ma w zamyśle autora, stać się zarówno wyrazem hołdu dla żołnierzy 1. Dywizji Pancernej, w której szeregach walczył Mieczkowski, jak i sztandarowym narzędziem promocyjnym, przypominającym światu wkład Polski w wyzwolenie Europy. Wszystko razem sprowadza się do tego, że książka musi być zrobiona idealnie.
„Panie Jerzy, czy damy radę wykonać super dzieło, bo to naprawdę musi być super dzieło?” – zabrzmiało retoryczne pytanie.
Byliśmy w UNICORN świeżo po wydaniu albumu, z którego byliśmy bardzo dumni i chwaleni przez jego autorki i czytelników, nie miałem więc wątpliwości, że damy radę. Po kilku dniach odwiedził nas Zbigniew Mieczkowski i chyba też Edward Cuber, autor fotografii. Ich głównym partnerem do rozmowy była nasza niezwykle pracowita i utalentowana graficzka, Grażyna Carson, która zawiadywała pracownią fotograficzną i tak naprawdę, to od niej zależało, czy damy radę. Grażyna, podobnie jak Zbigniew Mieczkowski, i jak dyrektor Dłużewski, i jak Barbara Keil-Skrobiszewska, odpowiedzialna w UNICORN za skład komputerowy, redakcję i korektę, i jak niżej podpisany, miała wiarę w siebie; poza tym, wszyscy czuliśmy się podnieceni i zaszczyceni zadaniem, jakie stawało przed nami.
Byłem też bardzo dumny z tego, że mogłem zaproponować – dzięki naszej własnej technologii komputerowego składania tekstu – krój czcionki niedostępnej dotąd polskim wydawcom i drukarzom, a dostępnej dla nas, czyli Goudy Old Style. To piękne liternictwo stało się dodatkową ozdobą albumu.
Ustalony został termin i sprawy finansowe, i umiarkowana do tej pory częstotliwość wizyt dyrektora Dłużewskiego w naszym biurze, zmieniła się w codzienną rutynę, i tak już zostało aż do wykonania ostatniej matrycy. Od czasu do czasu odwiedzał nas sam Autor; niektóre zdjęcia trzeba było wymieniać na inne, dużo czasu zajmowało przygotowanie poszczególnych stron. Szczególnej uwagi wymagała okładka, ozdobiona 64 kolorowymi herbami wyzwolonych miast; każdy herb był wielokolorowy, o odcieniach kolorów różniących się od siebie.
Po pewnym czasie, kiedy gotowe filmy zaczęły wędrować do drukarni, to my, a zwłaszcza Grażyna, schodziliśmy do drukarni, żeby asystować Jankowi Kapanowskiemu, który pilnował, żeby broń Boże, jego doświadczonym pracownikom nie rozjechały się kolory, a nasycenie barw miało odpowiednią wartość.
W maju 1989 roku dwujęzyczny album, w formacie A4, na kredowym papierze, liczący 192 strony przekazany został Zbigniewowi Mieczkowskiemu i z miejsca stał się przebojem polonijnego rynku. Ukazało się wiele pozytywnych recenzji; dwie z nich, zamieszczone w londyńskim ”Dzienniku Polskim”, autorstwa znanego drukarza Edmunda Golla i poczytnego dziennikarza Tadeusza Zabłockiego, zamieszczam poniżej.
Czytaj dalej:
Zbigniew Mieczkowski – Od wydawcy
Edmund Goll – Płaszcz Dywizji Skrzydlatej – recenzja
Tadeusz Zabłocki – Panorama Zwycięstwa – recenzja