Wojciech Osiński, Przegląd / Kwiecień 14, 2014
19 maja 1945 r. na ulicach północnoniemieckiego powiatu Emsland zawisły ulotki nawołujące niemieckich mieszkańców do natychmiastowego opuszczenia swoich posiadłości. Nieśmiałe próby protestu burmistrz gasił przypomnieniem, że nie ma już nic do powiedzenia, przy okazji dodając, że w domach należy zostawić wszystkie meble i akcesoria kuchenne. Zaledwie dwa tygodnie po kapitulacji hitlerowskich Niemiec zaczęła się u ujścia rzeki Ems epoka, którą lokalni historycy nazwali Polenzeit (okres polski).
Gdy wiosną 1945 r. ucichły działania wojenne, spora część Dolnej Saksonii znalazła się pod kontrolą 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. Już w 1939 r. na tereny graniczące z Holandią trafiło przeszło 10 tys. jeńców wojennych oraz setki robotników przymusowych znad Wisły. Jesienią 1944 r. do obozu Stalag VI C w Oberlangen Niemcy wywieźli ponad 1,7 tys. uczestniczek powstania warszawskiego. Według historyka prof. Jana Rydla na przełomie lat 1944-1945 w okolicach Emslandu przebywało niemal 48 tys. Polaków, łącznie z żołnierzami sił alianckich. Wojska aliantów dotarły tu bowiem już 12 kwietnia. Tego dnia żołnierze 2. Pułku Pancernego pod dowództwem ppłk. Stanisława Koszutskiego wyzwolili Oberlangen. – Nagle runęła brama i do obozu wjechał czołg. Na początku myślałyśmy, że to Anglicy, ale nieco później zauważyłyśmy na mundurach naramienniki polskich oficerów. Nie wierzyłyśmy własnym oczom – wspomina po latach Anna Lehr-Spławińska, jedna z internowanych wówczas ochotniczek Armii Krajowej.
Dla żołnierzy dywizji wyzwolenie obozu także miało niezwykłe znaczenie. „Najcenniejsza moja pamiątka to kawałek drewna, a na nim trzy blaszki: nasz emblemat, napis Maczków, a na trzeciej – 22 czerwiec 1945. Dostałem to od kobiet z AK zesłanych do Oberlangen”, mówił gen. Maczek w wywiadzie udzielonym „Przeglądowi Tygodniowemu” w 1988 r.
– Nikt przy zdrowych zmysłach nie mógł wtedy przypuszczać, że akurat w tym miejscu powstanie polska enklawa – dodaje Anna Lehr-Spławińska.
Wysiedleńcy
Przebywających na terenie Emslandu
Polaków alianci nazywali dipisami (od skrótu DPs, czyli displaced
persons). W ten sposób opisywano osoby wyrwane z dotychczasowego
miejsca pobytu. Od maja do sierpnia 1945 r. repatriowano ok. 6
mln dipisów, głównie z Europy Zachodniej oraz – najogólniej pojętego
– ZSRR. Co ciekawe, jeszcze jesienią 1944 r. władze Związku Radzieckiego
wymusiły na aliantach umowę w sprawie wydalenia wszystkich obywateli
sowieckich bez pytania o ich zgodę. I choć ustalenia te spotkały
się na Zachodzie z powszechnym ostracyzmem, alianci bezwzględnie
wywozili owych mimowolnych repatriantów, zostawiając ich na pastwę Armii
Czerwonej. Rosjanie mieli więc nadzieję także na przejęcie polskich
Kresowiaków, co ostatecznie się nie powiodło.
Niemniej jednak przypadek polskich przesiedleńców był dla zachodnich
sojuszników nader skomplikowany. Gdy bowiem dywizja gen. Maczka dotarła
do Dolnej Saksonii, ogromna część przebywających tu Polaków dochowała
wierności londyńskiemu rządowi RP, wykluczając powrót do ojczyzny. Sam
gen. Maczek nie zamierzał pertraktować z nowymi władzami
w Warszawie. Wysocy rangą przedstawiciele dywizji roztoczyli wizję
utworzenia na terenie Emslandu polskiej strefy okupacyjnej. Rozmowy
przygotowujące grunt odbyły się właściwie już w 1942 r.,
gdy w sztabie Władysława Sikorskiego opracowano memoriał
na temat powojennych stosunków polsko-niemieckich. Projekt trafił jednak
do szuflady, a po śmierci Sikorskiego nikt szczególnie się
nie kwapił do jego odkurzenia. Tymczasem 1. Dywizja Pancerna
po zdobyciu Wilhelmshaven zastała tam tysiące Polaków garnących się
pod opiekę swoich żołnierzy. Było oczywiste, że należy im pomóc,
a to uzasadniało wskrzeszenie projektu polskiej strefy okupacyjnej.
Narastająca liczba dipisów przyprawiała aliantów o ból głowy. „Brytyjska
administracja terenów okupowanych, zaskoczona masą Polaków wychodzących
z obozów koncentracyjnych, z niewoli i z przymusowej pracy,
ewakuowała miasto Haren, znane z walk mojej dywizji, i oddała mi
je do dyspozycji. W ten sposób na zachodzie Niemiec
na kilka lat powstało czysto polskie miasto z polską ludnością
i polskimi władzami administracyjnymi (…). Przez Maczków jako
chwilowy przytułek przeszły dziesiątki tysięcy Polek i Polaków, zanim
rozproszyły się po całym świecie”, wspominał gen. Maczek
w 1988 r.
Kompletny zamęt
Pod koniec kwietnia 1945 r. gen.
Henry Crerar, dowódca 1. Armii Kanadyjskiej, w ramach której pełniła
służbę 1. Dywizja Pancerna, przedstawił zwierzchnikowi, marsz. Bernardowi
Montgomery’emu, pomysł oddania części okupowanego terenu pod polską
administrację. A już w połowie maja premier Wielkiej Brytanii Winston
Churchill polecił Ministerstwu Obrony utworzenie z żołnierzy Polskich Sił
Zbrojnych korpusu okupacyjnego w Emslandzie. Brytyjczycy niezwłocznie
zaczęli przesiedlać wszystkich polskich dipisów do Dolnej Saksonii, gdzie
trafili oni pod opiekę PSZ i międzynarodowej organizacji UNRRA.
W polskiej strefie okupacyjnej znalazły się miasta Papenburg, Lingen,
Cloppenburg i Meppen, a także Leer, niewielka miejscowość
w graniczącej z Holandią Fryzji Wschodniej. Cały teren obejmował
w sumie 6,5 tys. km kw.
Niemiecki publicysta Jürgen Hobrecht mówi o „kompletnym zamęcie”
spowodowanym wzbierającą falą przesiedleńców: – Jeszcze przed dotarciem
polskich żołnierzy były tu tysiące polskich robotników i jeńców,
a wkrótce Brytyjczycy zaczęli przywozić coraz więcej dipisów. Hobrecht
szacuje liczbę Polaków przebywających latem 1945 r. nad Ems
na 60 tys., szybko zatem pojawił się problem ich zakwaterowania.
W trybie przyspieszonym zorganizowano 15 obozów dla polskich repatriantów
oraz pięć obozów dla jeńców wojennych. Tymczasem wieść o skrawku
„niepodległej Polski” rozeszła się lotem błyskawicy po całej Europie. Ku
Dolnej Saksonii ruszyło wielu Polaków. Władze okupacyjne rozlokowały ich
w pustych domach i mieszkaniach, jakie zostały
po przesiedleńcach z Holandii i Francji. Wolne budynki rychło
jednak się zapełniły, a repatriantów napływało coraz więcej. Przystąpiono
zatem do wysiedlania ludności niemieckiej, a w opuszczonych
domach lokowano polskie rodziny bądź matki z dziećmi, pozostawiając
pomieszczenia obozowe bezdzietnym. Ewakuację Niemców przeprowadzano
w różny sposób, zależny od lokalnych władz okupacyjnych.
W Papenburgu i pobliskich wsiach wyeksmitowano ludzi z 260
mieszkań, lecz zezwolono im na zamieszkanie we własnych
rupieciarniach, oborach lub stajniach.
Natomiast dla Polaków, którzy nadal przebywali w obozach, dzielenie
na „równych i równiejszych” było przykrą niespodzianką. „Na początku
nasza sytuacja zmieniła się o tyle, że esesmanów zastąpili alianci”,
podsumował w 1971 r. sytuację pisarz Tadeusz Nowakowski,
który spędził po wojnie dwa lata nad Ems.
Lwów pod holenderską granicą
Aby rozwiązać problem osób pozostających
w obozach i stworzyć miejsce, które mogłoby w przyszłości
stanowić centrum polskiej strefy, z miasteczka Haren na przełomie
maja i czerwca 1945 r. wysiedlono wszystkich Niemców, z wyjątkiem
burmistrza i sióstr zakonnych. – Musieliśmy się wynieść w ciągu
zaledwie kilku godzin – wspomina Hubert Wessels, który po 1948 r.
wrócił do Haren i mieszka w domu, z którego wyeksmitowano
jego rodzinę. Miasto miało pełnić funkcję prawdziwej polskiej fortecy.
„Gdy w pobliskich wsiach dochodziło do starć między Polakami
i Niemcami, wiedzieliśmy, że we »Lwowie« jesteśmy bezpieczni”, pisał
Józef Szajna, który po wyzwoleniu obozu w Buchenwaldzie trafił
do Haren. Znany twórca należał do przytłaczającej większości dipisów
o galicyjskim rodowodzie. Również gen. Maczek mimo chorwackiego
pochodzenia przy każdej okazji podkreślał swoją lwowskość. I tak Haren
zostało przemianowane na Lwów, a w ponad 500 opuszczonych
domach, z których przesiedlono przeszło 1000 niemieckich rodzin,
zamieszkało 5 tys. Polaków. Wybór nazwy nie był przypadkowy – galicyjska
ostoja II Rzeczypospolitej znalazła się po wojnie poza granicami Polski.
Decyzja o przechrzczeniu miasta wkrótce spotkała się z ostrą reakcją
dyplomacji radzieckiej, która nie tylko domagała się zrezygnowania
z nazwy, lecz także zgłosiła postulat całkowitego rozwiązania
polskiej strefy. Alianci zaś, chcąc zostawić Polakom kawałek zasłużonego
niemieckiego „tortu”, nakłaniali ich do zmiany. Dziś wiadomo, że bez
roztropnej mediacji gen. Bora-Komorowskiego nie doszłoby do tak
szybkiego porozumienia. W wyniku jego interwencji w czerwcu
1945 r. Lwów został przemianowany na Maczków, na cześć dowódcy
1. Dywizji Pancernej. Natomiast kojarzące się z przedwojennym Lwowem nazwy
ulic przetrwały wszystkie dziejowe burze. Maczków uzyskał nowy herb,
na którym znalazły się kwiat maku oraz symbol dywizji.
Antypolska kampania
Podczas gdy w innych miejscach
Niemcy mieli zezwolenie na pobyt, w Maczkowie zarządzono całkowity
zakaz wstępu do miasta. Były niemiecki burmistrz Haren musiał się zająć
opieką nad wysiedlonymi mieszkańcami. – To zadanie go przerosło, co
nie jest szczególnie zdumiewające, jeśli sobie uświadomimy, że trzeba
było rozmieścić Niemców aż w 30 sąsiednich gminach – opowiada Wessels.
W tej atmosferze nie było miejsca na jakiekolwiek racjonalne
argumenty, u wyeksmitowanych Niemców słowo Polen budziło nienawiść.
Przed 1945 r. wielu z nich puszczało mimo uszu uwagi
o nieodległych obozach koncentracyjnych, teraz głośno wytykali rzekomy
nieład i bezprawie w Maczkowie. W 1946 r. w Papenburgu
i Meppen wielokrotnie dochodziło do bójek. Według zasiadających
w Hanowerze posłów, w powiecie Emsland działy się rzeczy
„niepokojące”. Premier Dolnej Saksonii, Heinrich Wilhelm Kopf, orzekł
w grudniu 1946 r.: „Polacy z Haren twierdzą wprawdzie,
że są przesiedlonymi obcokrajowcami, bez wpływu na ich los,
ale gdyby tak było, już dawno skorzystaliby z możliwości powrotu
do swojej ojczyzny”.
Niemieckie władze szybko się zorientowały, że polska strefa okupacyjna
miała charakter przejściowy, i co jakiś czas bez cienia żenady
sięgały po sprawdzone instrumenty z nieodległych czasów. O ile
w Maczkowie był spokój, o tyle Polacy w innych miejscowościach
spotykali się z różnymi szykanami. W Aschendorf na głównym placu
przed kościołem wywieszono listę niemieckich kobiet, które miały choroby
weneryczne, gdyż zawarły „związki z Polakami”. W połowie
1947 r. niemiecka policja sporządziła wątpliwe statystyki kryminalne
mające zdyskredytować kompetencje polskich władz. Na domiar złego
równocześnie napływały do Emslandu rzesze niemieckich przesiedleńców
z ziem wschodnich, które znalazły się pod polską jurysdykcją.
Po akcji wysiedleńczej dokonanej przez PKWN ludzie ci znów trafili
na polskie władze, więc ochoczo wspierali antypolską kampanię.
Dynamiczny rozwój
Rzeczywistość w Maczkowie zadawała kłam niemieckiej propagandzie. Nie udało się potwierdzić ani jednego z licznych zarzutów mających udowodnić, że Polacy pogrążyli Haren w chaosie. Miasto rozwijało się nader dynamicznie. Powstała polska administracja, a nowym burmistrzem został zapomniany już nieco Zygmunt Gałecki. Usytuowany tu Związek Szkół Polskich nie tylko patronował instytucjom edukacyjnym w Emslandzie, lecz także koordynował polskie szkolnictwo na terenie całych Niemiec. W samym Maczkowie otwarto kilka szkół podstawowych, gimnazjum, liceum i szkołę zawodową. Gimnazjum i liceum, którego dyrektorem został por. Tadeusz Nowakowski, rozpoczęło nauczanie we wrześniu 1945 r. Dla wielu uczniów był to pierwszy od siedmiu lat rok szkolny.
– Wszystko było znakomicie zorganizowane – wspomina Ewa Lella, która jako wyzwolona z Oberlangen uczestniczka powstania warszawskiego uczęszczała w Maczkowie do gimnazjum, a w 1988 i 1994 r. razem z Józefem Szajną organizowała zjazdy absolwentów maczkowskich szkół w Polsce. – Mieliśmy wspaniałych profesorów, wielu z nas mogło uzupełniać wykształcenie, zrobić maturę. Żołnierze dywizji otaczali nas bardzo troskliwą opieką.
Liceum w Maczkowie miało nawet swój hymn, ułożony na miarę ówczesnego talentu jego twórców:
Raz pułk szkopów pewien rycerz
Na kwaśniutkie jabłko zbił.
MACZKÓW dał nam za stolicę,
Tym rycerzem Maczek był.
W Maczkowie uruchomiono też Uniwersytet Ludowy, powstała polska parafia.
Ukazywała się polska prasa, przemawiające w imieniu Polaków pisma „Defilada”
i „Dziennik” miały łącznie nakład 90 tys. egzemplarzy. Funkcjonowały kluby
sportowe, otwarto kino, dwa teatry, a nawet nocne kluby, które miały
rozproszyć ponure powojenne nastroje. Leon Schiller realizował w Maczkowie
liczne inicjatywy kulturalne. Popularny reżyser zasiadał wraz
z Nowakowskim w radzie miejskiej, składającej się z 12 osób.
„Całe noce dyskutowaliśmy, upajając się niepodległością”, wspominał
na początku lat 50. Co charakterystyczne, w przeciwieństwie do Tadeusza
Nowakowskiego Schiller niewzruszenie nawoływał do powrotu do Polski,
godząc się z nową rzeczywistością nad Wisłą.
Zmiany w Europie
Na niekorzyść polskiej strefy okupacyjnej działała zmieniająca się sytuacja polityczna w Europie. Gdy Brytyjczycy opowiedzieli się po stronie rządu w Warszawie, wzrosły naciski na repatriowanie Polaków, a polska enklawa stała się polityczną zadrą. Do 1948 r. strefę opuściło tysiące Polaków, którzy wrócili do kraju albo wyjechali na Zachód. Maczków formalnie przestał istnieć we wrześniu 1948 r., w październiku mieszkali tam już prawie wyłącznie Niemcy.
Ci zaś długo nie mogli zapomnieć o polskiej okupacji. Z drugiej strony animozje często rozpraszał kwitnący biznes, w którym uczestniczyli zarówno kombinatorzy polscy i niemieccy, jak i holenderscy. Owszem, Polacy traktowali niekiedy status okupanta jako okazję do odegrania się na Niemcach za zbrodnie hitlerowskie, ale mimo że maczkowianie ingerowali czasami w życie niemieckich obywateli, historycy zgodnie podkreślają, że polska okupacja przebiegała spokojnie. – Wprowadzenie w pociągach przedziałów Nur für Polen (Tylko dla Polaków) było oczywistym odwróceniem sytuacji z Generalnego Gubernatorstwa, jednak mało kto tych zasad przestrzegał – sądzi Norbert Tandecki, niemiecki nauczyciel polskiego pochodzenia. Jak zauważa Artur Osiński, historyk z Ośrodka Spotkań Młodzieży Golm na wyspie Uznam, wielu niemieckich repatriantów znalazło w sobie dość uczciwości, by przyznać się do błędów. – Młodsze pokolenie Niemców już odnotowało, że Polacy nie znaleźli się w Emslandzie z własnego wyboru – podkreśla. Od 20 lat organizowane są spotkania byłych jeńców wojennych w Oberlangen. Przedstawiciele Centrum Informacyjnego w Papenburgu kilkakrotnie zaprosili byłych maczkowian oraz absolwentów maczkowskich szkół na spotkanie z historią miasta oraz jego dzisiejszym obliczem. Groby polskich mieszkańców Maczkowa znajdują się obecnie pod opieką konsulatu polskiego w Hamburgu oraz lokalnych władz. – Uwierzcie nam, są w dobrych rękach – zapewnia Michael Bonhold, rzecznik ds. oświaty i kultury w urzędzie miejskim Haren.
Wyjątkowi mieszkańcy
Maczków zawdzięcza niezwykły rozwój w latach 1945-1948 fortunnemu dobraniu się właśnie tych wyjątkowych ludzi. Polskim okresem na terytorium Niemiec zachłysnęli się najdynamiczniejsi przedstawiciele naszej inteligencji. Wielu z nich tak jak Józef Szajna po rozwiązaniu obozów zjawiło się w polskiej strefie okupacyjnej. Był to okres erupcji kreatywności. I nie tylko. Nowakowski w 1952 r. wspominał z nutą nostalgii na antenie Radia Wolna Europa: „Rosnąca liczba panien i kawalerów była powodem nieustającej fali ślubów”. Rzeczywiście w ciągu trzech lat czterech polskich kapłanów udzieliło 289 ślubów i przeszło 500 chrztów. W samym Maczkowie dzieci urodziło się aż 490. Wiele z nich nadal żyje, mając paszport z miejscem urodzenia, którego nie znajdziemy już na żadnej mapie Europy.
Redakcja dziękuje Pani Ewie Lelli za udostępnienie materiałów archiwalnych.
Dwa lata w jeden rok
Lekcje odbywały się popołudniami. Uczniowie przedstawiali się różnorodnie:
żołnierze 1. Dywizji Pancernej, Brygady Spadochronowej, byli jeńcy, wysiedleńcy
cywilni. Skala wieku przedstawiała się groteskowo. Wielu z nich
przedwcześnie wyrwała wojna z trybu młodego życia, każąc dorosnąć
i walczyć nie tylko o idee, ale i o byt. Znaczne
trudności w prowadzeniu szkoły tworzyły częste zmiany profesorów
i uczniów spowodowane wyjazdami do Polski, Włoch i Anglii.
Pracowano jednak ciągle i po przerwie wywołanej powodzią 15 marca
1946 r. zakończono pomyślnie pierwszy rok szkolny. Jako wynik całorocznej
pracy opuściło szkołę 33 absolwentów.
Nowy rok rozpoczął się 2 kwietnia, przyniósł zmiany ciała pedagogicznego
i ubytek uczniów. Ciepła pora roku i perspektywa rychłej matury
skracała każdy dzień nauki. Utworzono Koło Zagadnień Naukowo-Społecznych
wydające pismo „Głos Młodzieży”.
Po długich wakacjach, spowodowanych koniecznością uzupełnienia wykładowców,
rozpoczęto 1 sierpnia lekcje. Dyrektorem liceum został mgr Edmund Graczyk.
Ostatnie miesiące przed końcem roku przyniosły duże trudności spowodowane
jesiennymi wyjazdami do Polski profesorów chemii i niemieckiego,
które to braki uzupełniono dopiero przy końcu roku. 52 abiturientów
przystąpiło do egzaminu dojrzałości. Był to rezultat pracy dwóch lat
szkolnych przerobionych w ciągu jednego roku. 46 z nich otrzymało
świadectwo dojrzałości. Opuszczamy szkołę z żalem jako placówkę polskości,
jako ważny element naszego wychowania. Opuszczamy szkołę, chcąc widzieć jak
najwięcej młodzieży w jej murach, aby zostały odzyskane stracone lata
wojny. Dla każdego, bez względu na to, czy będzie się uczył
dalej, czy pracował, w Polsce czy za granicą, matura zdobyta
w maczkowskim liceum stanowi pierwszy stopień na drodze
samodzielności i dojrzałości.
Piórami dobijali profesorów
Było to w początkach września 1945 r. Maczków doczekał się
otwarcia Polskiego Liceum. Z całej niemal Europy dążyli biedni delikwenci
do przybytku wiedzy, zamieniając dotychczasowe karabiny na nie mniej
śmiercionośny sprzęt, na pióra, którymi nie wroga,
lecz profesorów dobijali. (…) Ładowała się młodzież jak mogła najwygodniej
w mikroskopijnych ławkach i pracowała. Wysilały się mózgi
i mięśnie. Te ostatnie może najwięcej, gdyż wskutek braku
podręczników trzeba było notować wykłady, a niewygodne ławki doprowadzały
niektórych do rozpaczy i odcisków – na kolanach. Zabrano się
jednak z zapałem do dzieła. Do wzajemnej współpracy naukowej
szczególnie w czasie klasówek przyczyniały się długie nogi kolegów. Trącał
taki „malec” swoją „nóżką” kolegę oddalonego o trzy ławki i telegraf
funkcjonował bez zarzutu.
Z jednodniówki „Społecznie” wydanej przez maturzystki i maturzystów Polskiego Liceum i Gimnazjum w Maczkowie.