19 czerwca 2020 r.
(fragmenty)
Rozbioru Czechosłowacji Polska dokonała wspólnie z Niemcami. Oni wcześniej już, razem uzgodnili, kto dostanie konkretne czechosłowackie ziemie. Dnia 20 września 1938 r. polski ambasador w Niemczech J. Lipski poinformował ministra spraw zagranicznych Polski J. Becka o zapewnieniu Hitlera: „… Jeśli między Polską a Czechosłowacją dojdzie do konfliktu w związku z polskimi interesami w Cieszynie, Rzesza stanie po naszej [polskiej] stronie.” Nazistowski przywódca nawet podpowiadał, żeby początek polskich działań „nastąpił… dopiero po zajęciu przez Niemców Sudetów”.
Polska była świadoma, że bez wsparcia Hitlera jej agresywne plany byłyby skazane na niepowodzenie. Przytoczę tutaj nagranie rozmowy ambasadora Niemiec w Warszawie G.A. Moltke z J. Beckiem z 1 października 1938 r. Na temat stosunków polsko-czeskich i stanowiska ZSRR w tej sprawie. Oto, co tam jest napisane: „… Pan Beck… wyraził wielką wdzięczność za lojalną interpretację polskich interesów na konferencji w Monachium, a także za szczerość relacji podczas czeskiego konfliktu. Rząd i opinia publiczna [polska] w pełni popierają stanowisko Führera i kanclerza Rzeszy. ”
Podział Czechosłowacji był okrutny i cyniczny. Monachium obniżyło nawet te formalne kruche gwarancje, które pozostały na kontynencie, pokazało, że wzajemne porozumienia były bezwartościowe. Spisek monachijski był pociągnięciem za spust, po którym zapobieżenie wielkiej wojnie w Europie stało się już niemożliwe.
Dziś europejscy politycy, przede wszystkim polscy przywódcy, chcieliby „zamilczeć” Monachium. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że wtedy ich państwa nie dotrzymały swoich zobowiązań, poparły Układ Monachijski, a niektóre z nich nawet brały udział w dzieleniu łupów, ale także dlatego, że jakoś niewygodnie jest pamiętać, że w tych dramatycznych dniach 1938 r. tylko Związek Radziecki bronił Czechosłowacji.
Związek Radziecki, opierając się na swoich zobowiązaniach międzynarodowych, w tym umowach z Francją i Czechosłowacją, starał się zapobiec tragedii. Natomiast Polska, przedkładając swoje własne interesy, dołożyła wszelkich starań, aby zapobiec utworzeniu systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie. 19 września 1938 r. Polski minister spraw zagranicznych J. Beck napisał bezpośrednio do wspomnianego już ambasadora J. Lipskiego przed spotkaniem z Hitlerem: „… W ubiegłym roku polski rząd czterokrotnie odrzucił propozycję przyłączenia się do międzynarodowej interwencji w obronie Czechosłowacji”.
Układ Monachijski pokazał Związkowi Radzieckiemu, że kraje zachodnie będą rozwiązywać kwestie bezpieczeństwa bez uwzględnienia jego interesów i, w sprzyjających okolicznościach, mogą utworzyć front antyradziecki.
Jednocześnie Związek Radziecki do samego końca starał się wykorzystać każdą możliwą okazję do utworzenia koalicji antyhitlerowskiej, powtarzam, pomimo dwulicowej postawy krajów zachodnich.
Polska, która nie chciała żadnych zobowiązań wobec strony radzieckiej, odegrała swoją rolę w niepowodzeniu negocjacji. Nawet mimo presji zachodnich sojuszników polskie władze odmówiły współpracy z Armią Czerwoną w konfrontacji z Wehrmachtem. J. Beck, dopiero kiedy dowiedział się o przybyciu Ribbentropa do Moskwy, niechętnie, i nie bezpośrednio, tylko za pośrednictwem francuskich dyplomatów, poinformował stronę sowiecką, że: „… W przypadku wspólnej akcji przeciwko niemieckiej agresji współpraca Polski z ZSRR, na warunkach technicznych, które zostaną określone, nie jest wykluczona”. Jednocześnie wyjaśnił swoim partnerom: „… Nie jestem przeciwny takiemu sformułowaniu jedynie z powodów taktycznych, a nasz zasadniczy punkt widzenia w odniesieniu do ZSRR jest ostateczny i pozostaje niezmieniony”. W takiej sytuacji Związek Radziecki, jako ostatni kraj europejski, podpisał z Niemcami traktat o nieagresji.
Niektóre państwa wolą nie przywoływać umów, na których znajdują się podpisy nazistów i polityków zachodnich, nie mówiąc już o prawnej lub politycznej ocenie takiej współpracy, w tym milczącej zgody niektórych przywódców europejskich na barbarzyńskie plany nazistów, łącznie z ich bezpośrednim poparciem. Jak dowodzi tego cyniczne zdanie polskiego ambasadora w Niemczech J. Lipskiego, wypowiedziane na przyjęciu z Hitlerem 20 września 1938 r .: „… Za rozwiązanie kwestii żydowskiej, my [Polacy] postawimy Panu piękny pomnik w Warszawie”.
Ale wróćmy do wydarzeń bezpośrednio poprzedzających drugą wojnę światową. Naiwnością było wierzyć, że po rozprawie z Czechosłowacją Hitler nie przedstawi kolejnego roszczenia terytorialnego. Tym razem wobec swego niedawnego wspólnika w rozbiorze Czechosłowacji – Polski. Nawiasem mówiąc, pretekstem tutaj była także spuścizna wersalska – sprawa tak zwanego korytarza gdańskiego. Będąca jego następstwem tragedia Polski – całkowicie zawiniona przez ówczesne polskie przywództwo, które uniemożliwiło zawarcie anglo-francusko-radzieckiego sojuszu wojskowego – i zawierzając pomocy zachodnich partnerów oddało swój naród pod walec nazistowskiej maszyny zniszczenia.
Niemiecka ofensywa rozwinęła się w pełni zgodnie z doktryną Blitzkrieg. Mimo zaciekłego, heroicznego oporu polskiej armii, tydzień po rozpoczęciu wojny, 8 września 1939 r. wojska niemieckie były na podejściach do Warszawy. A wojskowo-polityczna elita Polski do 17 września uciekła na terytorium Rumunii, zdradzając swój lud, który kontynuował walkę z najeźdźcami.
„Zachodni sojusznicy nie spełnili polskich nadziei. Po wypowiedzeniu wojny Niemcom wojska francuskie przesunęły się zaledwie o kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium Niemiec. Wszystko wyglądało, jak pozorowanie akcji. Ponadto Anglo-Francuska Najwyższa Rada Wojskowa, zebrana po raz pierwszy 12 września 1939 r. we francuskim Abbeville, postanowiła całkowicie zatrzymać ofensywę ze względu na szybki rozwój wydarzeń w Polsce. Rozpoczęła się notoryczna „dziwna wojna”. Stanowiło to bezpośrednią zdradę Francji i Anglii wobec Polski.
Później, podczas procesów w Norymberdze, niemieccy generałowie wyjaśnili, dlaczego możliwy był tak szybki ich sukces na wschodzie (przeciw Polsce). Były Szef Sztabu Operacyjnego Najwyższego Dowództwa Niemieckich Sił Zbrojnych, generał A. Jodl przyznał: „(…) Nie zostaliśmy pokonani w 1939 r. tylko dlatego, że około 110 dywizji francuskich i angielskich, które stanęły na zachodzie przeciwko naszym 23 dywizjom niemieckim, w czasie naszej wojny z Polską, pozostało całkowicie nieaktywnych ”.
Poprosiłem o dostarczenie z archiwów wielką liczbę materiałów dotyczących kontaktów ZSRR z Niemcami w dramatycznych dniach sierpnia i września 1939 r. Zgodnie z dokumentami klauzula 2 Tajnego protokołu do Traktatu o nieagresji między Niemcami a ZSRR z dnia 23 sierpnia 1939 r. stanowi, że w przypadku terytorialnych i politycznych przeobrażeń terenów należących do państwa polskiego, granica obszarów interesów obu krajów powinna „w przybliżeniu biec wzdłuż rzeki Narwi, Wisły i Sanu”. Innymi słowy, sowiecka strefa wpływów obejmować miała nie tylko te terytoria, na których żyły ludność ukraińska i białoruska, ale także historyczne ziemie polskie między Bugiem a Wisłą. Dzisiaj nie wszyscy o tym fakcie wiedzą.
Jak i o tym, że bezpośrednio po ataku na Polskę, w pierwszych dniach września 1939 r., Berlin uporczywie i wielokrotnie wzywał Moskwę do współudziału w operacjach wojskowych. Jednak przywódcy radzieccy ignorowali takie wezwania i nie zamierzali angażować się w dramatycznie rozwijające się wydarzenia tak długo, jak to było możliwe.
Dopiero, kiedy w końcu stało się jasne, że Wielka Brytania i Francja nie śpieszą się z pomocą dla swego sojusznika, że Wehrmacht będzie w stanie szybko zająć całą Polskę i w efekcie wyjść na podejścia Mińska, postanowiono o wprowadzeniu rano 17 września oddziałów Armii Czerwonej na tzw. Kresy Zachodnie – obecnie części terytoriów Białorusi, Ukrainy i Litwy.
Jak widać, nie było innych opcji. W przeciwnym razie ryzyko dla ZSRR wzrosłoby wielokrotnie, ponieważ, powtarzam, dawna granica polsko-radziecka znajdowała się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od Mińska, a nieunikniona wojna z nazistami rozpoczęłaby się dla kraju z wyjątkowo niekorzystnych pozycji strategicznych. A miliony ludzi różnych narodowości, w tym Żydzi mieszkający w pobliżu Brześcia i Grodna, Przemyśla, Lwowa i Wilna, zostaliby porzuceni na zagładę z rąk nazistów i ich lokalnych sług – antysemitów i radykalnych nacjonalistów.
Fakt, że Związek Radziecki, aż do ostatniej okazji, starał się uniknąć udziału w rozwijającym się konflikcie i nie chciał występować po stronie Niemiec, doprowadził do tego, że prawdziwy kontakt wojsk radzieckich i niemieckich nastąpił daleko na wschód od granic określonych w tajnym protokole. Nie wzdłuż Wisły, ale w przybliżeniu wzdłuż tak zwanej linii Curzona, którą Entente zaleciła jako wschodnią granicę Polski w 1919 roku.
Jak wiadomo, trudno zgadywać, co by było, gdyby stało się inaczej. Powiem tylko, że we wrześniu 1939 r. radzieccy przywódcy mieli okazję przesunąć zachodnie granice ZSRR jeszcze dalej na zachód, aż do Warszawy, ale postanowili tego nie robić.
Niemcy zaproponowali ustalenie nowego status quo 28 września 1939 r. W Moskwie I. Ribbentrop i V. Mołotow podpisali Traktat o przyjaźni i granicy między ZSRR a Niemcami, a także Tajny protokół o zmiany granicy państwowej, de facto ustalający linię demarkacyjną pomiędzy dwie armiami.
Jesienią 1939 r., realizując swoje wojskowo-strategiczne zadania obronne, Związek Radziecki rozpoczął proces inkorporacji Łotwy, Litwy i Estonii. Ich przystąpienie do ZSRR zostało wdrożone na podstawie umowy, za zgodą wybranych władz. Było to zgodne z ówczesnym prawem międzynarodowym i państwowym. Ponadto w październiku 1939 r. miasto Wilno i otaczający je region, dawniej należące do Polski, zostały zwrócone Litwie. Republiki bałtyckie w ZSRR zachowały swoje organy władzy, język i miały swoje przedstawicielstwa w wyższych strukturach władzy radzieckiej.
Chciałbym szczególnie podkreślić, że państwa zachodnie faktycznie akceptowały działania radzieckie, uznając potrzebę Związku Radzieckiego zapewnienia swojego bezpieczeństwa I tak, ówczesny szef Admiralicji Brytyjskiej W. Churchill, w przemówieniu radiowym wygłoszonym 1 października 1939 r., powiedział: „Rosja na chłodno prowadzi politykę własnych interesów … Aby ochrony Rosji przed nazistowskim zagrożeniem, armie rosyjskie musiały stanąć na tej linii [nowej granicy zachodniej] ”. A 4 października 1939 r. w Izbie Lordów, brytyjski minister spraw zagranicznych E. Halifax stwierdził: „… Należy przypomnieć, że działania rządu radzieckiego polegały na przeniesieniu granicy zasadniczo do linii zalecanej przez lorda Curzona podczas konferencji w Wersalu”.
Druga wojna światowa nie wydarzyła się w jednej chwili, niespodziewanie, nagle. Nagła nie była też napaść Niemiec na Polskę. Była wynikiem wielu trendów i czynników w światowej polityce tego okresu. Wszystkie przedwojenne wydarzenia ułożyły się w jeden fatalny łańcuch. Ale, oczywiście, najważniejszą rzeczą, która zadecydowała o zaistnieniu największej tragedii w historii ludzkości, był egoizm państwowy, tchórzostwo, pobłażanie agresorowi, który zyskiwał na sile, nieprzygotowanie elit politycznych na kompromis.
Dlatego niesprawiedliwe jest twierdzenie, że dwudniowa wizyta nazistowskiego ministra spraw zagranicznych Ribbentropa jest głównym powodem drugiej wojny światowej. Wszystkie najważniejsze państwa w większym lub mniejszym stopniu ponoszą winę za jej wybuch. Każde popełniło nieodwracalne błędy, arogancko wierząc, że można przechytrzyć innych, zapewnić sobie jednostronne korzyści lub trzymać się z daleka od zbliżającej się katastrofy światowej. I za taką krótkowzroczność, za odmowę stworzenia kolektywnego systemu bezpieczeństwa, trzeba było zapłacić milionami istnień ludzkich i ogromnymi stratami.
Do zwycięstwa prowadził wysiłek tych wszystkich państw i narodów, które walczyły ze wspólnym wrogiem. Armia brytyjska broniła swej ojczyzny przed inwazją, walczyła z nazistami i ich satelitami na Morzu Śródziemnym, w Afryce Północnej. Wojska amerykańskie i brytyjskie wyzwoliły Włochy, otworzyły Drugi Front. Stany Zjednoczone zadały potężne, miażdżące ciosy agresorowi na Pacyfiku. Pamiętamy ogromne ofiary narodu chińskiego i ich wielką rolę w pokonaniu japońskich militarystów. Nie zapomnimy żołnierzy „Walczącej Francji”, którzy nie uznali haniebnej kapitulacji i kontynuowali walkę z nazistami.
W lipcu 1941 r. radzieccy przywódcy stwierdzili, że „celem wojny przeciwko faszystowskim ciemiężcom jest nie tylko wyeliminowanie zagrożenia wiszącego nad naszym krajem, ale także pomoc wszystkim narodom Europy jęczącym pod jarzmem niemieckiego faszyzmu”. W połowie 1944 r. wróg został usunięty praktycznie z całego terytorium sowieckiego. Ale należało go dobić w jego jaskini. Armia Czerwona rozpoczęła misję wyzwoleńczą w Europie, uratowała całe narody od unicestwienia i zniewolenia, od grozy Holokaustu. Uratowała za cenę śmierci setek tysięcy żołnierzy radzieckich.
Tłumaczenie: © Jerzy Samborski